środa, 9 maja 2012

Ludzie na rzecz (nie)etycznego traktowania zwierząt


W ostatnich postach często poruszałam kwestie związane z korzyściami pochodzącymi od organizacji, których głównym celem jest ochrona i opieka nad pokrzywdzonymi zwierzętami. I choć nadal uważam, że owych organizacji jest wciąż za mało, a możliwości jakimi dysponują wołają o pomstę do nieba, to żeby nie zostać posądzoną o monotematyczność i zbyt kurczowe trzymanie się jednego punktu widzenia postanowiłam bliżej przyjrzeć się „ciemnej stronie” organizacji PETA. Ktoś zapyta czy taka strona w ogóle istnieje? Przecież sama nazwa organizacji znaczy „Ludzie na rzecz etycznego traktowania zwierząt”. Zdaje się, że nie powinno być w tej kwestii żadnych wątpliwości. A jednak.

Przerażające statystyki

O co tak naprawdę chodzi? Otóż wszelkie informacje dotyczące zachowań członków PETY świat uzyskał od Amerykańskiej agendy rządowej, która opublikowała szokujące dane mówiące o tym, że organizacja teoretycznie odpowiedzialna za ochronę praw zwierząt ma na swoim koncie uśmiercenie 95 procentów psów i kotów, które trafiły do jej głównej siedziby w Norfolk w Wirginii. Łącznie, licząc od 1988 r. uśpiono tam już ponad 27 tyś zwierząt. Co z pozostałymi 5 procentami? Podobno wszystkie pozostałe zwierzęta znalazły dzięki działaczom nowy dom. Jeżeli owe informacje są prawdziwe, można się pokusić o stwierdzenie że miały po prostu wielkie szczęście.

Dwie twarze PETA

27 tysięcy uśmierconych zwierząt przez 15 lat działalności organizacji. Dane są zatrważające, ale jeszcze bardziej zatrważający jest fakt, że owe morderstwa były są i będą praktykowane. Według szefa instytucji zajmującej się ochroną praw konsumenta w USA PETA w żaden sposób nie zwalnia swojego rzeźnickiego procederu pozwalając tym samym na śmierć niewinnych zwierząt o które tak zawzięcie walczy. No właśnie, powstaje pytanie czy aby na pewno? Można odnieść wrażenie, że ostatnimi czasy zalała nas fala reklam tworzonych przez PETE z udziałem wielu celebrytów i  innych sławnych osobistości. Nie ma tu większego miejsca na refleksję, plakat ma przyciągać uwagę, ale też nie można nie zauważyć, że działania PETY zmierzają raczej do samej reklamy i wykreowania pozytywnego wizerunku instytucji niż do samej pomocy i wywołania szumu wokół istotnych problemów zwierząt.
Twórcy teorii spiskowych, którzy jak wiadomo pojawiają się przy każdych tego typu sytuacjach poddają jeszcze pod wątpliwość kręcone przez PETE filmy ukazujące niehumanitarne traktowanie zwierząt. Czy jest możliwe żeby były one kręcone w tak dobrej jakości, z zachowaniem największych szczegółów? Raczej śmieszna wydaje się przecież sytuacja w której aktywiści podchodzą do zabijającego zwierzę człowieka i pytają się, czy mogą to nakręcić. A więc jak to możliwe? Podejrzewa się, że PETA  wykazuje nie tylko zdolności do kreowania swojego wizerunku, ale też do kręcenia niezłego kina, które zapewne kosztuje ich nie małe pieniądze.


PETA wkracza do akcji

Gwoździem do trumny miała być kontrola siedziby głównej PETY w stanie Wirginia, podczas której stwierdzono że nie ma tam odpowiednich warunków do przetrzymywania zwierząt. Pod żadnym względem nie przypominało to schroniska więc zwierzęta które trafiają do Norfolk są uśmiercane w przeciągu 24 godzin.
Wobec tych wszystkich zarzutów PETA nie mogła długo milczeć. „Większość zwierząt, które do nas trafiają, to wyrzucone przez właścicieli, agresywne lub niemające szans na przeżycie osobniki. Zdarzają się też stare, chore lub takie, dla których nie można znaleźć odpowiedniego właściciela” –tłumaczy się rzecznik Peta, Jane Dollinger.
Jak się okazało jej wypowiedź przeczy zeznaniom złożonym w 2005 roku przez aktywistów PETY przyłapanych na wyrzucaniu zdechłych zwierząt do śmietnika w Karolinie Północnej. Twierdzili oni bowiem, że wszystkie zwierzęta które do nich trafiają są w dobrej kondycji i nie ma z nimi większych problemów.

Jedna wielka niewiadoma

Komu w końcu wierzyć? Fakty mówią same za siebie, ale wizerunek jaki zdążyła nam przedstawić PETA kłóci się z nimi na tyle, że wielu ludziom ciężko jest właściwie uwierzyć w którąkolwiek z wersji. Wciąż mamy przed oczami obraz gwiazd angażujących się w akcje tej organizacji, czy choćby jej różnego rodzaju eventy. I czy całkowite zdemaskowanie tego co dzieje się za ścianami głównej siedziby nie przyczyniłoby się przypadkiem do spadku zaufania do zwierzęcych organizacji charytatywnych? 

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Hope for Paws


Całkiem niedawno, przeglądając Internet natknęłam się na filmik o ślepym psie, mieszkającym w śmieciach. Pies ten został uratowany przez ludzi bezpośrednio  związanych z organizacją „Hope for Paws”. Ich działania zrobiły na mnie wielkie wrażenie, doprowadzili oni bowiem do odzyskania wzroku przez biedne zwierze, zapewnili mu również dom oraz kochających właścicieli.

Z ciekawości poszukałam więcej informacji na temat tajemniczej organizacji. Ciężko mi stwierdzić, czy mam się czego wstydzić nie słysząc wcześniej o „Hope for Paws”. Sama nazwa (w tłumaczeniu Nadzieja dla Łap) naprowadziła mnie na trochę na ideę tego przedsięwzięcia. Jak się okazało, nie pomyliłam się. „Hope for Paws” to organizacja prowadzona przez młode małżeństwo –Eldad i Audrey z Kalifornii. Para poświęcając swój czas zajmuje się poszukiwaniami porzuconych czworonogów, oraz innych zwierząt potrzebujących pomocy człowieka. Do czasu znalezienia dla nich odpowiedzialnego właściciela poddawane są odpowiednim zabiegom, wśród których najważniejszym jest zapewnienie pożądanego pożywienia czy tak jak to było w przypadku Fiony (ślepy pies z opisywanego filmiku) zabiegi czysto higieniczne.

Młode małżeństwo ma na swoim koncie wiele podobnych historii, część z nich można obejrzeć w wydanej przez nich książce  Our Lives Have Gone To The Dogs”  oraz na stronie internetowej hopeforpaws.org

Ciężko nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że historia Fiony, jak i innych zwierząt to nic innego jak „Amerykański sen bezdomnego zwierzęcia”, a same filmiki z akcji prowadzonych przez Eldad i Audrey skłaniają do przemyśleń. To dobrze, że na świecie istnieją jeszcze organizacje, które przejmują się losem zwierząt i prześcigają się w pomysłach na podniesienie standardów ich życia, czasem nawet jego uratowanie.  



sobota, 14 kwietnia 2012

"Cmentarz" w Korabiewicach


Wszystko zaczęło się w 2011 roku, choć tak naprawdę nikt nie wie jak długo trwa już koszmar bezdomnych zwierząt. Program „Prosto z Polski” zamieścił w mediach informację dotyczącą schroniska, w którym zwierzęta są haniebnie zaniedbywane. Brakowało jedzenia, wody. Wiele z nich zaginęło w niewyjaśnionych okolicznościach, te które przeżyły nosiły na ciele liczne obrażenia spowodowane najprawdopodobniej przebywaniem w zbyt dużym skupisku zwierząt, a co za tym idzie chorobami czy agresją. Być może sprawa została by rozwiązana już na samym początku, a schronisko zamknięte, gdyby nie ignorancja ze strony lokalnych władz oraz policji. Gdy warunki z roku na rok pogarszały się trudno było szukać pomocy u którejś ze stron. Błyskawiczna akcja oznaczałaby przecież wcześniejsze „przymykanie oka” na wykroczenia dokonywane przez Magdalenę Sz, właścicielkę schroniska w Korabiewicach.
Jak się później okazało do Korabiewic przyjeżdżały kontrolę (Pracownicy Wojewódzkiego i Powiatowego Inspektoratu Weterynarii oraz przedstawicielka Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami), jednak ich opinie zawsze były pozytywne. Szok? Nie, zwyczajna fikcja. Żadne ze zwierząt nie zostało przebadane. Gdyby tak było kontrola wykazałaby między innymi wygłodzenie, czy choroby spowodowane niewłaściwą opieką. O ile o jakiejkolwiek opiece może tu być mowa.
Sprawą zajęła się fundacja „Viva” oraz Pogotowie dla zwierząt. Dzięki nim parę podopiecznych zostało zabezpieczonych jako dowody w sprawie o znęcanie się nad zwierzętami. Właścicielka schroniska pozwoliła na przeprowadzenie akcji tylko w obecności policji, która potrzebowała kilu radiowozów do wywiezienia psów. Przedstawiciele Pogotowia oraz Fundacji nie zostali wpuszczeni na teren schroniska, jednak udało im się uratować parę kotów. Jak mówią, to tylko kropla w morzu całego problemu gdyż dla większości zwierząt było już zdecydowanie za późno na jakąkolwiek pomoc.
Korabiewice schroniskiem nie tylko dla zwierząt 
Kierowniczka przytuliska, Magdalena Sz. Zaczęła zbierać zwierzęta prawdopodobnie wiele lat temu. Był to wynik syndromu na który cierpiała. Syndrom ten nie pozwolił jej zostawić na ulicy bezdomnego zwierzęcia. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby Magdalena zdawała sobie sprawę z tego, że w Korabiewicach zaczyna brakować już miejsca, a co więcej, uratowanym zwierzakom należy zapewnić należytą opiekę.
Wolontariusze pracujący w schronisku stawali przed trudnym dylematem - zacząć rozgłaszać o warunkach panujących w przytulisku Magdaleny Sz i tym samym narazić się na zakaz wstępu, czy milczeć i z zaciśniętymi zębami pomagać zwierzętom w miarę własnych możliwości i to za swoje pieniądze. Wolontariusze niejednokrotnie bali się również pracowników schroniska, uzależnionych od alkoholu i z kryminalną przeszłością. Zdarzały się również przypadki, że funkcję współpracowników pełniły osoby poszukiwane listem gończym.
Akcja ratunkowa trwa
Gdyby nie obecność policji Magdalena Sz prawdopodobnie dalej nie wpuszczałaby nikogo na teren schroniska. Funkcjonariusze umożliwili fundacji i Pogotowiu dostęp do wszystkich pomieszczeń schroniska, w tym do tzw. „domu prywatnego” omijanego wcześniej przez wszystkie kontrole. Jak się okazało w niewielkim budynku znajdowało się kilkadziesiąt psów, towarzyszyła im ciemność oraz przerażający smród rozkładających się ciał i odchodów.
Po wielokrotnych umorzeniach spraw przeciwko schronisku udało się w końcu zebrać osoby które są gotowe zeznawać, jak i niezbite dowody świadczące o tym, że Korabiewice już dawno przestały być schroniskiem dla zwierząt, a ich zwykłym cmentarzem.
Wciąż odbywają się rewizję tego przerażającego miejsca, wykonano fotografię oraz spis znajdujących się tam zwierząt, gdyż pojawiły się kolejne podejrzenia o niewyjaśnione zniknięcie wielu podopiecznych.
Sprawa mimo wszystko zaczyna wyglądać coraz optymistycznej. Gazety, portale internetowe, programy telewizyjne zaalarmowały o problemie w Korabiewicach zachęcając tym samym masę ludzi do pomocy fundacji. Pomogły również zgromadzić trochę funduszy potrzebnych do utrzymania zwierząt aż do rozstrzygnięcia sprawy sądowej. 




niedziela, 25 marca 2012

Jakiś problem ? Spalmy go

Przygotowania do Euro 2012 trwają. Wszystkie możliwe kwestie zostały już chyba poruszone. Podczas gdy cała Polska z niepokojem przygląda się budowom stadionów i rozpadającym autostradom, nasi wschodni sąsiedzi mierzą się z problemem na znacznie większą skalę. 
Organizacja Euro 2012 zdaje się być dla Ukrainy doskonałym pretekstem do pozbycia się w sposób niehumanitarny bezdomnych psów, które już od jakiegoś czasu przechadzają się ulicami większych miast. 
O ile można zrozumieć sam problem z tym związany (istnieje zagrożenie, że psy mogą być agresywne lub przenosić groźne choroby), tak zarówno jak i organizacje broniące praw zwierząt czy UEFA nie uznają technik  używanych przez Ukrainę do walki z bezbronnymi zwierzętami. 

Do obecnie znanych, najczęstszych metod uśmiercania należą: odstrzeliwanie i wstrzykiwanie nielegalnej trucizny o nazwie dithylinum, która paraliżuje układ oddechowy. Śmierć następuje przez uduszenie, wcześniej zwierzęta konają w męczarniach przez kilka godzin. Wraz ze zbliżaniem się Euro władze Ukrainy przystąpiły jednak do wprowadzenia zupełnie nowej, innowacyjnej metody tzw "ruchomych krematoriów". Zadziwiające jest to, że ruchome krematoria stały się jednym z istotniejszych punktów w programie "Przygotowania do Euro 2012". 
Jak działają? Psy łapane na ulicy trafiają żywcem wprost do rozgrzanego do 9000 C pieca. Mimo to krematoria zebrały rzeszę zwolenników, którzy uważają, że są one znacznie bezpieczniejsze dla środowiska, a do tego zadziwiają swoją innowacyjnością. 


Apele Organizacji Praw Zwierząt nie przynoszą niestety większych rezultatów. Swojego czasu zwrócono się do dyrektora organizacyjnego turnieju Euro 2012 Martina Kallena, który publicznie powiedział, że nie pochwala żadnych metod pozbywania się bezdomnych zwierząt, które opierają się na okrucieństwie. 
Jednak podczas jego wizyty w Ukrainie wyraził swoje zadowolenie z postępów prac nad przygotowaniem Ukrainy do Euro. 

Pomóc chcieli również Ukraińscy aktywiści, którzy po niezrealizowanych planach bojkotu Mistrzostw w Piłce Nożnej na własną rękę zajęli się ratowaniem bezdomnych psów. Oprócz tego starają się nagłaśniać sprawę. Póki co, bez rezultatów. 

Zatrważający jest więc fakt, że jedyne osoby, które mogłyby w jakiś sposób zapobiec mordowaniu wzruszają rękoma. Dodatkowo władze Ukrainy milczą, a pomysł ze sterylizacją psów zdaje się być po prostu bardziej kłopotliwy. Rządzący miastami nie zmienią więc swojego zdania. To ekologiczny sposób radzenia sobie z zagrożeniem wścieklizną -powiedział jeden z rządzących.

Szczątki pomordowanych psów pogrzebane w dołach na ukraińskim poligonie w Lugańsku


poniedziałek, 19 marca 2012

Karmimy Psiaki

Któregoś dnia, przeglądając internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji dotyczących pomocy dla zwierząt ze schroniska, natknęłam się na fantastyczną stronę - www.karmimypsiaki.pl.


Akcja "Karmimy Psiaki" to ogólnopolska inicjatywa, która powstała w celu zebrania jak największej ilości karmy dla zwierząt ze schroniska w Zabrzu-Biskupicach. Jej mechanizm jest bajecznie prosty, dzięki czemu pomagać może każdy, bez względu na wiek. Wystarczą 3 osoby które zadeklarują swój udział w akcji i kolejny posiłek trafia do podopiecznego schroniska. 


W tym celu wybieramy pieska, klikamy "Nakarm" i potwierdzamy swoje uczestnictwo poprzez odebranie maila z linkiem aktywacyjnym. 

Poza możliwością karmienia strona oferuje również inne formy pomocy, o których możemy przeczytać wybierając jeden z tytułów na górze strony. Wśród nich możemy znaleźć ulotki do wydrukowania, banery na stronę, numer konta bankowego czy informację odnośnie możliwości adopcji. 

Przydatną opcją jest również fanpage Karmimy Psiaki na facebooku:

Strona ma już ponad 16 tyś fanów i wciąż nie traci na popularności. Trudno się temu dziwić, dzięki niej można na bieżąco śledzić postępy inicjatywy, rzucać pomysłami i komentować najnowsze statusy. 

Nad akcją Karmimy Psiaki patronat objęło wiele dużych firm, a udział w akcji zadeklarowało kilku celebrytów i piosenkarzy:


Nie traćcie czasu, łapcie za myszki i pomagajcie! Karmimy Psiaki to świetna alternatywa dla osób, które pragną pomagać zwierzętom, los bezdomnych psów leży im na sercu, ale nie mają na tyle odwagi i siły, żeby odwiedzić schroniska. 

czwartek, 15 marca 2012

Kiedy ludzka wyobraźnia nie zna granic.


W grudniu 2010 roku miłośnicy zwierząt, a szczególnie psów mówili tylko o jednym. Ciągnięty za samochodem Husky, jego urwana głowa zawieszona na lince holowniczej, a w tym wszystkim trzech młodych mężczyzn, którzy naukę i pracę postanowili zastąpić dość nowatorską formą „rozrywki”. Zabójstwem.

Cały incydent miał miejsce w Lipnicy Małej niedaleko Nowego Targu. Wizja wolnego dnia skłoniła Piotrka i jego kolegów do urządzenia sobie libacji alkoholowej. Nikogo to szczególnie nie dziwiło, każdy z nich miał kolejno po 18, 19 i 23 lata.

-Wypiliśmy flaszkę i po trzy piwa -mówi policji Piotr.

To wystarczyło, by wpaść na pomysł zakończenia spotkania „spektakularnym przedstawieniem”.
Wojciech (tu poznajemy imię kolejnego z oskarżonych) pozwolił by głównym bohaterem stał się jego pies, rasy Syberian Husky. Zadziwiające jest to, że zwierzę bez najmniejszych oporów dało się przyciągnąć do samochodu i zacisnąć na szyi grubą pętlę od liny holowniczej. Wtedy jeszcze nie wiedziało co go czeka. Dużym ułatwieniem dla zbrodniarzy był fakt, że psy rasy Siberian Husky są nad wyraz łagodne. Dowodem na to może być wypowiedź Katarzyny Czarkowskiej, hodowcy psów rasy Husky:

„To są zupełnie niegroźne psy. Sama idea rasy polega na tym, żeby były chętne do współpracy z każdym. Czasami ludzie uważają, że to głupi pies, bo do obcego się łasi. Ale to jest rasa, która ma kochać cały świat, wszystkich ludzi”

Zgodnie z zeznaniami młodocianych pies najprawdopodobniej udusił się chwilę po tym jak Piotrek nacisnął pedał gazu. Są tego prawie pewni, gdyż pamiętają jak zawiązali psa.
Siła była jednak na tyle duża, że głowa zwierzęcia została oderwana od reszty ciała. Ciągnięta przez wiele metrów, a następnie zakopana w lesie przez jednego z winnych.

Chłopakami prawie natychmiast zajęła się policja i prokuratura. Ponad miesiąc po zdarzeniu stanęli przed sądem, którzy wymierzył karę 10 i 12 miesięcy pozbawienia wolności.

W internecie aż huczało od sprzeciwów. Była to dobra okazja do zastanowienia się, czy aby maksymalna kara 2 lat więzienia za zabójstwo zwierzęcia jest w Polsce wystarczająca.
Wielu ludziom nie mieściło się w głowie, żeby tak młode osoby mogły dokonać takiej zbrodni, a do tego dostać za to tak niski wyrok. Każdy bowiem zdawał sobie sprawę, że zbrodniarze wyjdą po odbyciu połowy kary, powtórnie stanowiąc zagrożenie dla zwierząt, ale również i ludzi.

Osobiście uważam, że człowiek który nie ma szacunku do zwierzęcia i jest zdolny do morderstwa psa z największym okrucieństwem może, a nawet na pewno jest realnym zagrożeniem dla człowieka.

Możemy mieć tylko nadzieję, że skoro sąd nie był wstanie wymierzyć sprawiedliwości, to młodocianych mimo wszystko dosięgnie jakaś kara. Póki co historia zdaje się zataczać błędne koło, gdyż najnowsze doniesienia mówią o tym, że Panowie będą zmuszeni po raz kolejny odwiedzić gmach sądu i odpowiedzieć za kradzież samochodów. 



niedziela, 11 marca 2012

Joanna Krupa, czyli jak łączyć przyjemne z pożytecznym.

Na świecie działalnością charytatywną zajmuje się miliony osób. Dzięki Bogu. Jedni z nich nie wyróżniają się niczym specjalnym, o drugich natomiast możemy przeczytać w gazetach, czy też usłyszeć w radiu. Powstaje wtedy pytanie, czy to co robią jest wynikiem ich szczerych intencji, czy może chęci życia pod publiczkę?
Wiadomo, dywagacje na ten temat mogłyby zająć niespodziewanie dużo miejsca, a nie o to w tym blogu chodzi.

W dzisiejszej notce chciałabym przybliżyć trochę sylwetkę postaci z pewnością kontrowersyjnej. Joanna Krupa. Większości kojarzy się ona z prześmiesznym akcentem, czy kusymi strojami w programie "Tap Madl".
I pewnie słusznie. Ale w kontekście częstych skandali, związanych z noszeniem futer przez polskie gwiazdy, czy też sytuacją w schroniskach warto wspomnieć o jej "drugiej naturze" i dlaczego to los zwierząt jest dla niej taki ważny.

Joasia urodziła się w 1979r. w Warszawie, jednak zaraz po narodzinach wyjechała do Stanów wraz z resztą swojej rodziny. Tam spędziła dzieciństwo, tam się wychowała i to tam rozpoczęła karierę modelki. Większość Polaków miało okazję zobaczyć ją po raz pierwszy jako prowadzącą programu "Top Model", gdzie wraz z plejadą innych gwiazd szukała dziewczyn o nieprzeciętnej urodzie i figurze wieszaka na ubrania. Dzięki stacji TVN zrobiło się o niej głośno. Panowie nie byli wstanie przejść obojętnie, kiedy w ekranie telewizora jawiła się jej "śliczna buźka", a panie zaciskały pięści słysząc nad wyraz amerykański akcent. Miało się również wrażenie, że napompowane silikonem usta Krupy zasłaniają część widowni.

Prócz pozowania do męskich magazynów Joanna stale działa na rzecz praw zwierząt, a do tego ściśle współpracuje z organizacją PETA. W 2008 roku wywołała sporo kontrowersji biorąc udział w sesji zdjęciowej dla owej organizacji. Celem tych zdjęć było zwrócenie uwagi na problem psów pochodzących z nielegalnych hodowli. Na fotografii mogliśmy ją zobaczyć całkiem nagą, trzymającą krucyfiks.


Jak łatwo się domyślić katolicy byli tą grupą osób, która ze zdjęciem miała największe problemy. Większość z nich uznała je za jawną profanacje świętości żądając zaprzestania wieszania plakatów. Jak to jednak w takich sytuacjach bywa Aśka zamknęła usta wszystkim wiernym, mówiąc:

" W moim sercu wiem, że Jezus nigdy nie zgodziłby się na cierpienie psów, którym pozwala się na niekontrolowane rozmnażanie"

Jej nazwisko jednak nie zniknęło z pierwszych stron tabloidów. A to za sprawą między innymi słynnego konfliktu z Weroniką Rosati, nazwaną przez Aśkę "suką bez serca", bo założyła na uroczystość prawdziwe futro, czy też z Anną Muchą. Łatwo zgadnąć, że ogniskiem konfliktu była troska o maltretowane zwierzęta. 

Doskonałym tłem dla owych słownych przepychanek stały się gościnne występy w "Dzień Dobry TVN", czy "Uwadze", gdzie mogliśmy zobaczyć jak dotąd przyodziana w szpilki i sukienkę Asia, biega w jeansach trzymając na smyczy dwa psy i jak przechadza się po schroniskach w Polsce. 

Ktoś pewnie myśli, że połowę z tego co Krupa zarabia wydaje na specjalistów od PR-u. I może tak jest, ale jej działania ( w tym adoptowanie bezdomnych psów, czy przekazywanie pieniędzy na rzecz schronisk) uratowało już wiele bezbronnych istot. Zawsze przecież możemy przełączyć na inny kanał i pożegnać się ze słodką buźką Joanny Krupy. 



niedziela, 4 marca 2012

"Fur? I'd rather go naked!"

Futro. Co myślisz wypowiadając owe słowo? To dla Ciebie coś normalnego? Czujesz pod palcami miękkość materiału, czy może odwracasz głowę i uciekasz myślami od wszelkich spraw i kontrowersji z tym związanych?
No to słuchaj. Temat futra i metod jego wyrabiania będzie jeszcze powracał przez wiele następnych lat. Nie uciekniemy od tego, choć może i to dobrze. Prędzej czy później trzeba będzie przyjąć do wiadomości, lub też uświadomić innych jakich metod używają osoby, by powstał dla pewnej damy szykowny płaszczyk.
Pragnę dodać, że owe "osoby", żyjące w XXI mają odwagę nazywać siebie "ludźmi", podczas gdy resztki tego, co by ich ludźmi uczyniło zostawili w domu.

Nie można z czymś walczyć nie mając o tym najmniejszego pojęcia. Drodzy Państwo, poznajmy zatem naszego wroga:

Współcześnie na rynku możemy stać się posiadaczami futer różnego rodzaju zwierząt. Do najczęściej zabijanych należą jednak szynszyle, lisy oraz norki. Statystyki przerażają. Co roku, tylko w Polsce, przemysł futrzarski zabija ich ponad 100 tysięcy. Co gorsza, liczba ta stale rośnie. Przed zabiciem zwierzęta zmuszane są do spędzania dni w za ciasnych klatkach. Marząc o wolności i swobodzie ruchu czekają na powolną śmierć. A śmierć przychodzi różnie. Do najczęstszych metod zabijania należą:
  1. Porażenie prądem elektrycznym
  2. Urządzenie bolcowe penetrujące, powodujące uszkodzenie kory mózgowej.
  3. Tlenek węgla, lub dwutlenek węgla.
Żadne z tych metod nie są wstanie zagwarantować, że przy zdzieraniu skóry zwierze będzie już martwe. Na internecie można doszukać się wielu filmików będących dowodami na to, że przy dokonywaniu tych zbrodniczych czynności zwierzę jeszcze oddycha, mruga, a jego obojętny wzrok sprawia, że chce się płakać. 

(Śmierć następuje po porażeniu zwierzęcia prądem elektrycznym)


Produkcją futer zainteresowała się znana organizacja PETA, o której będę jeszcze wspominać na moim blogu. Słynna na całym świecie kampania "Fur? I'd rather go naked" wywarła wiele kontrowersji, choć twórcy mimo wszystko zdają sobie sprawę, że ich ciężka praca to tylko kropla w morzu problemów i cierpień bezbronnych istot. 




Widzimy tu zaskakujący kontrast. Podczas gdy wiele gwiazd użyczyło swojego wizerunku dla PETA, reszta przechadzała się w tym samym czasie po ulicach nosząc na sobie swojego największego przyjaciela -Futro.
Ma się wrażenie, że negatywne komentarze stanowią dla nich najmniejszy problemem. Ich kolekcja stale się powiększa, a niektórzy mówią, że "Pieniądze zwyczajnie zmyły z nich resztki uczuć i odpowiedzialności".


Ashley Olsen
Kanye West

Wielu ludzi myśli, że nie jest wstanie walczyć z zaistniałym problemem. To błąd. Prócz samej PETY na świecie istnieje tysiące innych organizacji zajmujących się walką z firmami niehumanitarnie produkującymi wyroby futrzane. Każda z nich potrzebuję sojuszników. Jednym z nich możesz być właśnie Ty. Angażuj się w różnego rodzaju wystąpienia, podpisuj petycję. Osobno nie zdziałamy nic, razem jesteśmy w stanie uratować tysiące bezbronnych istnień. 


Źródło: pomponik.pl, antyfutro.pl

środa, 29 lutego 2012

"Jakże wiele ludzkiego w każdym zwierzęciu"

Zwierzęta towarzyszyły, towarzyszą i będą towarzyszyć człowiekowi. Nie od dziś słyszy się, że "pies to najlepszy przyjaciel człowieka". Jest w tym dużo prawdy. Tak naprawdę każde zwierzę może stać się przyjacielem, tak jak każdy człowiek może stać się przyjacielem dla zwierzęcia. Nie chodzi tutaj o gładzenie futerka, czy czesanie grzywy, zresztą w większości przypadków chyba ciężko to sobie wyobrazić. Będąc w pełni sił, oraz posiadając odpowiednie prawa możemy działać dla zwierząt. Tak, działać. 


To, że domowe zwierzątka w większym, czy mniejszym stopniu czują się dobrze nie kreśli w końcu rzeczywistości, w której przyszło żyć wszystkim zwierzętom na świecie. Poprzez działanie rozumiem więc zainteresowanie się losem pokrzywdzonych stworzeń, czyli pomoc odpowiednim organizacjom, uczestnictwo w pikietach, nagłaśnianie problemów. Przez działanie rozumiem również prowadzenie przeze mnie tego bloga, z którego zamierzam zrobić wiarygodne źródło informacji na temat aktualnych wydarzeń nawiązujących do ochrony praw zwierząt, oraz wszystkich spraw budzących w ostatnim czasie kontrowersje. 


"Zarozumiałością oraz bezczelnością człowieka jest mówienie, że zwierzęta są nieme, tylko dlatego, że są nieme dla jego tępej percepcji"


Opierając się na cytacie Marka Twaina, oraz zdobytych informacjach postaram się poruszyć serca czytelników (stąd kontrowersyjne słowo defibrylator w adresie bloga), oraz zachęcić wszystkich do pomagania zwierzętom i do troski o ich los. W końcu mają tylko nas. 




*cytat w tytule: Feliks Chwalibóg