poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Hope for Paws


Całkiem niedawno, przeglądając Internet natknęłam się na filmik o ślepym psie, mieszkającym w śmieciach. Pies ten został uratowany przez ludzi bezpośrednio  związanych z organizacją „Hope for Paws”. Ich działania zrobiły na mnie wielkie wrażenie, doprowadzili oni bowiem do odzyskania wzroku przez biedne zwierze, zapewnili mu również dom oraz kochających właścicieli.

Z ciekawości poszukałam więcej informacji na temat tajemniczej organizacji. Ciężko mi stwierdzić, czy mam się czego wstydzić nie słysząc wcześniej o „Hope for Paws”. Sama nazwa (w tłumaczeniu Nadzieja dla Łap) naprowadziła mnie na trochę na ideę tego przedsięwzięcia. Jak się okazało, nie pomyliłam się. „Hope for Paws” to organizacja prowadzona przez młode małżeństwo –Eldad i Audrey z Kalifornii. Para poświęcając swój czas zajmuje się poszukiwaniami porzuconych czworonogów, oraz innych zwierząt potrzebujących pomocy człowieka. Do czasu znalezienia dla nich odpowiedzialnego właściciela poddawane są odpowiednim zabiegom, wśród których najważniejszym jest zapewnienie pożądanego pożywienia czy tak jak to było w przypadku Fiony (ślepy pies z opisywanego filmiku) zabiegi czysto higieniczne.

Młode małżeństwo ma na swoim koncie wiele podobnych historii, część z nich można obejrzeć w wydanej przez nich książce  Our Lives Have Gone To The Dogs”  oraz na stronie internetowej hopeforpaws.org

Ciężko nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że historia Fiony, jak i innych zwierząt to nic innego jak „Amerykański sen bezdomnego zwierzęcia”, a same filmiki z akcji prowadzonych przez Eldad i Audrey skłaniają do przemyśleń. To dobrze, że na świecie istnieją jeszcze organizacje, które przejmują się losem zwierząt i prześcigają się w pomysłach na podniesienie standardów ich życia, czasem nawet jego uratowanie.  



sobota, 14 kwietnia 2012

"Cmentarz" w Korabiewicach


Wszystko zaczęło się w 2011 roku, choć tak naprawdę nikt nie wie jak długo trwa już koszmar bezdomnych zwierząt. Program „Prosto z Polski” zamieścił w mediach informację dotyczącą schroniska, w którym zwierzęta są haniebnie zaniedbywane. Brakowało jedzenia, wody. Wiele z nich zaginęło w niewyjaśnionych okolicznościach, te które przeżyły nosiły na ciele liczne obrażenia spowodowane najprawdopodobniej przebywaniem w zbyt dużym skupisku zwierząt, a co za tym idzie chorobami czy agresją. Być może sprawa została by rozwiązana już na samym początku, a schronisko zamknięte, gdyby nie ignorancja ze strony lokalnych władz oraz policji. Gdy warunki z roku na rok pogarszały się trudno było szukać pomocy u którejś ze stron. Błyskawiczna akcja oznaczałaby przecież wcześniejsze „przymykanie oka” na wykroczenia dokonywane przez Magdalenę Sz, właścicielkę schroniska w Korabiewicach.
Jak się później okazało do Korabiewic przyjeżdżały kontrolę (Pracownicy Wojewódzkiego i Powiatowego Inspektoratu Weterynarii oraz przedstawicielka Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami), jednak ich opinie zawsze były pozytywne. Szok? Nie, zwyczajna fikcja. Żadne ze zwierząt nie zostało przebadane. Gdyby tak było kontrola wykazałaby między innymi wygłodzenie, czy choroby spowodowane niewłaściwą opieką. O ile o jakiejkolwiek opiece może tu być mowa.
Sprawą zajęła się fundacja „Viva” oraz Pogotowie dla zwierząt. Dzięki nim parę podopiecznych zostało zabezpieczonych jako dowody w sprawie o znęcanie się nad zwierzętami. Właścicielka schroniska pozwoliła na przeprowadzenie akcji tylko w obecności policji, która potrzebowała kilu radiowozów do wywiezienia psów. Przedstawiciele Pogotowia oraz Fundacji nie zostali wpuszczeni na teren schroniska, jednak udało im się uratować parę kotów. Jak mówią, to tylko kropla w morzu całego problemu gdyż dla większości zwierząt było już zdecydowanie za późno na jakąkolwiek pomoc.
Korabiewice schroniskiem nie tylko dla zwierząt 
Kierowniczka przytuliska, Magdalena Sz. Zaczęła zbierać zwierzęta prawdopodobnie wiele lat temu. Był to wynik syndromu na który cierpiała. Syndrom ten nie pozwolił jej zostawić na ulicy bezdomnego zwierzęcia. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby Magdalena zdawała sobie sprawę z tego, że w Korabiewicach zaczyna brakować już miejsca, a co więcej, uratowanym zwierzakom należy zapewnić należytą opiekę.
Wolontariusze pracujący w schronisku stawali przed trudnym dylematem - zacząć rozgłaszać o warunkach panujących w przytulisku Magdaleny Sz i tym samym narazić się na zakaz wstępu, czy milczeć i z zaciśniętymi zębami pomagać zwierzętom w miarę własnych możliwości i to za swoje pieniądze. Wolontariusze niejednokrotnie bali się również pracowników schroniska, uzależnionych od alkoholu i z kryminalną przeszłością. Zdarzały się również przypadki, że funkcję współpracowników pełniły osoby poszukiwane listem gończym.
Akcja ratunkowa trwa
Gdyby nie obecność policji Magdalena Sz prawdopodobnie dalej nie wpuszczałaby nikogo na teren schroniska. Funkcjonariusze umożliwili fundacji i Pogotowiu dostęp do wszystkich pomieszczeń schroniska, w tym do tzw. „domu prywatnego” omijanego wcześniej przez wszystkie kontrole. Jak się okazało w niewielkim budynku znajdowało się kilkadziesiąt psów, towarzyszyła im ciemność oraz przerażający smród rozkładających się ciał i odchodów.
Po wielokrotnych umorzeniach spraw przeciwko schronisku udało się w końcu zebrać osoby które są gotowe zeznawać, jak i niezbite dowody świadczące o tym, że Korabiewice już dawno przestały być schroniskiem dla zwierząt, a ich zwykłym cmentarzem.
Wciąż odbywają się rewizję tego przerażającego miejsca, wykonano fotografię oraz spis znajdujących się tam zwierząt, gdyż pojawiły się kolejne podejrzenia o niewyjaśnione zniknięcie wielu podopiecznych.
Sprawa mimo wszystko zaczyna wyglądać coraz optymistycznej. Gazety, portale internetowe, programy telewizyjne zaalarmowały o problemie w Korabiewicach zachęcając tym samym masę ludzi do pomocy fundacji. Pomogły również zgromadzić trochę funduszy potrzebnych do utrzymania zwierząt aż do rozstrzygnięcia sprawy sądowej.